środa, 21 października 2015

14. Śledztwo i decyzja

Odepchnęłam swoje myśli na dalszy plan i skupiłam się na przygotowaniu do terapii z Howardem. Wyciągnęłam z mojego sekretnego miejsca zeszyt z zapisami moich myśli i odczuć. Właściwie można by nazwać ten notes pamiętnikiem z jedną małą różnicą – zamiast typowym zwrotem „Drogi Pamiętniczku” zwracam się w nim „Dr Howardzie”. Byłam zbyt zmęczona żeby o tym wszystkim opowiadać, więc wolałam o tym napisać, aby przeczytał to potem mój lekarz i sam mógł to ocenić.


Sobota, 13 października 2012r
Dr Howardzie!

Znów czuję pustkę. Znów patrząc na Rickiego uświadamiam sobie jego podobieństwo do ojca. Ma jego uśmiech, oczy, włosy, układ twarzy… Te blond loczki, błękitne i głębokie, jak lazurowe wybrzeże Karaibów tęczówki otoczone wachlarzem ciemnych gęstych rzęs, cudowny uśmiech samozadowolenia… Jego widok jest lekarstwem na ból, ale i jego przyczyną…
Opowiadałam ci minionym razem o mojej przeprowadzce do ojca, o zmianie otoczenia i mam nadzieję, że rozumiesz mój bezgraniczny zachwyt tą decyzją. Odosobnienie od kobiety, która mnie urodziła jest dla mnie odskocznią od fałszywych uśmiechów itp. bzdur. Ostatnio dużo o niej myślałam, o niej, o mojej matce rodzicielce i wciąż nie wiem czy jej wybaczyć… To ona zrujnowała mi życie! Nie mogę jej nazwać matką, bo nią nie jest! Matka nie oddaje nowonarodzonych dzieci ojcu gangsterowi, matka nie zatrzaskuje drzwi przed nosem swych synów, matka NIE ZABIJA swoich dzieci!!! Jej ani fizycznie ani psychicznie nie można nazwać MATKĄ. Nie zasługuje na to miano. Gdybym ja oddała Rickiego do adopcji oddałabym wraz z nim sens mojego istnienia. Przestałabym istnieć jak pozbawione wody kwiaty. Każdego dnia umierałabym na nowo. Ciało by jakoś funkcjonowało, ale dusza już dawno byłaby martwą abstrakcją… Koniec tematu matki, bo pogłębię i przyspieszę nadchodzący atak, a tak się składa, że jutro mam klienta.
W Forks nie zmieniło się za dużo. Poznałam wielu ciekawych ludzi, ale i nowe istoty…WAMPIRY – PODRÓBKI. Rodzina Adamsów Cullenów liczy sobie siedmioro członków i kuzynkę z rezerwatu Denali na Alasce. Jeden z nich mnie zaatakował, a przeżyłam tylko dzięki temu, że kilka godzin wcześniej wypiłam krew Damona żeby zaleczyć ugryzienie wilkołaka – przyjaciela. Sam. Mówiłam ci o nim, ale mniejsza z nim, ważne jest to, że byłam o krok od przemiany w wampira podróbkę! Chyba bym oszalała gdybym miała być wampirem! W każdym razie moja siostra jest nimi oczarowana! Tymi podłymi kreaturami! Zawarłam z tą nietypową rodziną rozejm, którego nie jestem pewna czy będą się trzymać. Jestem nieodpowiedzialną i bezmyślną jednostką ludzką, która zostawiła rodzinę samą sobie, podczas gdy w mieście grasują chodzące maszyny do zabijania!!!  Nie musisz mi tego wytykać, Howardzie, sama już to sobie uświadomiłam…
Dzieje się ze mną coś niedobrego. Nie rozumiem własnych reakcji. Podczas spotkania wraz rodzinką krwiopijców poznałam również syna głowy rodziny - Edwarda i przeżyłam deja-vu. Oczami dawnych lat spojrzałam w zielone oczy mojego najdroższego Joshua. Druga sytuacja, która mnie zaskoczyła wydarzyła się dzisiaj, kiedy Damona zaatakował łowca wampirów. Alaric Saltzman, którego okrutnie przesłuchałam, sprowokował nadejście kolejnej wizji z przeszłości. Ujrzałam Joshua, który twardo odpowiada „tak” na pytania kapłana. Co się ze mną dzieję? Czyżby moje ataki zmieniły przebieg? Pogłębiła się moja depresja? Biorę leki, więc to mało prawdopodobne, a jednak…boję się. Cholernie się boję. Nie chcę po raz kolejny przeżywać terapii przeciw stanom lękowym, ale przeraża mnie to, że chyba będzie ona konieczna. Dam radę! Zawszę daję…muszę dać!
Czuję, że brakuje mi tchu. Jestem jak marionetka, za której sznurki pociągają ludzie ją otaczający, czuję się jakbym nie miała prawa głosu, jakbym nie miała własnego zdania, a przecież tak samo, jak inni jestem człowiekiem i chcę coś powiedzieć. Wykrzyczeć całemu światu to, co czuję, to, co mnie gryzie i wyżera od środka!!!

Przerwałam tłumiąc w sobie emocje i uświadomiłam sobie, że nic już dzisiaj nie napiszę. Wstałam, podeszłam do drzwi i uchyliwszy je, wychyliłam się lekko zza nich. Na końcu korytarza stał ubrany w garnitur mięśniak ze słuchawką w uchu.
- Wiktorze – przywołam go. Podbiegł do mnie natychmiast i wyciągnął broń stając w mojej obronie – Wiktorze, nie! Nikogo tu nie ma. Mam dla ciebie zadanie – odwrócił się do mnie w błyskiem w oku.
- Jestem do twojej dyspozycji, o pani! – ukłonił się przede mną lekko.
- Cudownie, ponieważ chcę żebyś dokładnie sprawdził pewną rodzinę, która może być naprawdę niebezpieczna. Wyniki chcę widzieć za dwie godziny na moim biurku.
- Oczywiście, moja pani, co tylko sobie zażyczysz. Jaka to rodzina? – zapytał.
- Rodzina Cullenów. Obecnie mieszkają chyba w Forks stanie Waszyngton. Sprawdź każdego członka ich rodziny. Należą do nich tak: Carlisle, Esme, Alice, Jasper, Edward, Emmett, Rosalie oraz ich kuzynka Tanya z rezerwatu Denali na Alasce. Masz prześledzić historię każdego z nich. Chcę wiedzieć, gdzie się urodzili, co, gdzie i kiedy i na jakie wycieczki wyjeżdżali oraz na co chorowali i nawet, jakie są ich ulubione kolory. Rozumiesz? – skinął głową. – To dochodzenie ma być ściśle tajne i nikt do tego niepowołany ma się o nim nie dowiedzieć. – Umilkłam i kontynuowałam jeżdżąc lubieżnie palcem po umięśnionym torsie Wiktora. - Sowicie cię wynagrodzę, jeśli wykonasz moje polecenie. – Pochyliłam się ku niemu eksponując rowek między piersiami. – Chyba wiesz, o co mi chodzi. – Mój głos przeszedł w niski podniecający szept. Klatka piersiowa Wiktora unosiła się szybko, a jego szeroko otwarte oczy mówiły mi już wszystko – odejdź…proszę – jęknęłam zmysłowo ocierając się o niego. Odwróciłam się na pięcie i zniknęłam w różowym pokoju. Rzuciłam się na łóżko i starałam się zdrzemnąć, ale nie było mi to dane, bo po chwili usłyszałam skrzypnięcie uchylających się drzwi.
- Bello! – Był to oczywiście Howard.
- Leży na biurku – odpowiedziałam na ukryte pytanie. Chodziło o zeszyt.
- Oczywiście – mruknął tylko. Wziął pamiętnik i wyszedł cicho zamykając za sobą drzwi pozwalając mi na chwilę samotności. Mimo że byłam okrutnie zmęczona wstałam jeszcze na moment, aby ustawić sobie budzik na za dwie godziny do przodu, bo za ten czas Wiktor będzie miał wyniki swoich poszukiwań, które położy na biurku w moim biurze i muszę tam być, kiedy on tam wejdzie, a podczas oczekiwań zamierzam się przespać, jednak wiem też, że jak już zasnę to nie obudzę się bez pomocy za minimum osiem godzin. Kładąc się ponownie na łóżku zasnęłam.
Coś okropnie łomotało tuż nad moją głową. Zaspana uchyliłam powieki i zobaczyłam podrygujący i hałasujący budzik. Od razu skoczyłam na równe nogi i przeciągnęłam się leniwie. Po drodze do biura skoczyłam na moment do łazienki.
Biuro potężnej Bigan (moje) mieści się na parterze jak większość ważnych pomieszczeń pracowniczych. Jest duże i przestronne. Ściany są zakryte regałami z książkami, jak w bibliotece. Na środku znajduje się mahoniowe biurko z kwiatowymi ornamentami niczym dla poety, a nie „bizneswoman”. Szary obracany fotel obity czarną skórą przypominał bardziej siedzisko szanowanego doktora. Drewniane panele ułożone w kostkę na podłodze zostały polakierowane i wypastowane. Podłoga przykryta była grubym ciemnym dywanem z kwiatowymi, staromodnymi motywami. W rogu, koło drzwi stała donica z rozrośniętym szczepem paproci. Usiadłam na fotelu i czekałam na Wiktora. Rozłożyłam się wygodnie, a nogi położyłam na biurku. Z szuflady wyciągnęłam platynową papierośnicę, z której wyjęłam cygaro. Podpaliłam je zapalniczką z wygrawerowanymi inicjałami BB (Brigitte Brantley). Zaciągnęłam się głęboko dymem drogiej fajki i przymknęłam lekko powieki układając usta w dzióbek. Wypuściłam dym tworząc kółeczko w powietrzu. Znudzona wzięłam do ręki jedną z książek leżących na biurku i zaczęłam czytać. Nie zdążyłam przeczytać strony, gdy usłyszałam ciche stukanie w drzwi. Nie odrywając wzroku od lektury powiedziałam:
- Wejść!
- Mam to, o co mnie prosiłaś, Bigan. Dane całej rodziny, jednak muszę cię przed czymś ostrzec – powiedział ostrożnie ważąc słowa. – To nie żarty, żeby nie było niedomówień. Każda karta mówi tylko prawdę, jednak nie jestem pewien, jak to sensownie wyjaśnić – głos lekko mu drżał tak, jak i jego dłonie. Łysiejącą głowę miał lśniącą od potu. Nie mówiąc ani słowa wyciągnęłam dłoń w jego stronę w celu odbioru zamówionych dokumentów. Podał mi je bez słowa. Chwyciwszy teczkę skinęłam głową na krzesło, aby usiadł. Gdy usiadł obróciłam się na fotelu w stronę okna, tyłem do Wiktora i zaczęłam przeglądać przyniesione dane rodziny Cullen. Byłam przygotowana na niewspółgrające się ze sobą daty urodzin itp., szczegółów, które mogły się nie zgrywać, w końcu poprosiłam o prześledzenie historii rodziny wampirów!

Carlisle Cullen


Wiek: 23lata/346lat?

Urodzony, jako Stregoni Benefici w 1643r w Londynie. W 1666r został uznany za zmarłego. Przez ponad dwadzieścia lat nie było po nim śladu. Po tym czasie zapisał się na uniwersytet pod tym samym imieniem i nazwiskiem tyle, że We Francji w Sorbonie studiując medycynę ogólną. Osiem lat później zmienił imię i nazwisko na Carlisle Cullen. Jego działalność lekarska została jeszcze zarejestrowana w niektórych państwach Europy przez następne 30 lat (nie warte wzmianki). Po tym czasie został prywatnym doradcą możnowładcy Ara Volturi zamieszkałego we Włoszech w Volterze (1724r). (Voltera – legenda – miejsce śmierci)

Przez dobry moment wpatrywałam się w zapis w nawiasie i nie wiedząc, co o nim sądzić zwróciłam się do Wiktora.
- Co miałeś na myśli pisząc, że to miejsce śmierci? – zapytałam zaintrygowana.
- Chodzą pogłoski, że każdy, kto tam wejdzie nie wyjdzie żywy. Oczywiście nie ma sprawdzonych źródeł na ten temat jednak nie można zignorować faktu, że Voltera niegdyś była uważana ze miejsce pobytu wszystkich wampirów świata…
- Wampirów mówisz…? – spojrzałam na niego sceptycznie, aby ukryć fakt, że wampiry to dla mnie nie nowość. Zaczerwienił się lekko speszony swoimi słowami, bo bądź, co bądź wampiry to w dalszym ciągu istoty fantastyczne i każdy, kto w nie wierzy zwykle ląduje w pokoju bez klamek.
- Wiem, że to brzmi dość nieprawdopodobnie – ciągnął – jednak nie umniejsza to faktu, że rzeczywiście zarejestrowano tam wiele wypadków śmiertelnych, a historia śmierci zaczyna się tam już kilka tysięcy lat wstecz, ale wróćmy do tematu. Jak już mówiłem Voltera była uważana za miejsce pobytu wszystkich wampirów świata. Dawni kronikarze zapisywali z dokładnością relacje świadków, z których jasno wynika, że te istoty były tam widywane. Istnieje również notka o tym, że w Volterze mieszkają najstarsi. To miejscowa legenda zmyślona bądź nie, przez miejscowych zacofanych chłopów, która opowiada, że zamku koło wieży zegarowej mieszka święta trójca, najstarsze i najpotężniejsze wampiry, których potęga zmusiła wielu do posłuszeństwa i oddania im. Te wampiry posiadają jakieś czarodziejskie moce, czy coś takiego. Jeden z kronikarzy nawet zapisał imię tego najstarszego, a brzmi ono Aro. Ten sam Aro, u którego pracował nasz podejrzany – zawsze, jeśli prosiłam dane kogokolwiek, przez wszystkich w naszej organizacji był on od razu określany mianem „podejrzanego”. - Zapytasz z pewnością, dlaczego ci opowiadam jakieś stare brednie, a są one istotne dla tego całego Cullena. Widzisz te wypadki śmiertelne są odnotowywane do dzisiaj i to w Volterze, więc skoro ten cały Cullen, o którego dane mnie prosiłaś był tam wtedy, a jedynie jego wiek zmieniał się w archiwach znaczy to, że on nie wiem był jakiś nieśmiertelny, czy coś… - jego głos w miarę jak ciągnął swoje sprawozdanie na temat dochodzenia, które mu zleciłam przechodził w podekscytowany i pełny ciekawości takt. – W każdym razie próbowałem sprawdzić również tego Ara i nie zgadniesz, ale jego historia ciągnie się od kilku tysięcy lat wstecz. Jest też informacja, że jest on właścicielem zamku w Volterze, tego samego, o którym krąży legenda. Nie dość, że jest właścicielem to według archiwów on tam wciąż mieszka, a obecnie wiedzie życie emeryta, którego jak już się pewnie domyślasz ludzie na oczy nie widzieli – dokończył, a w jego głosie była wyczuwalna nutka dumy. Jednak musiałam nieco zachwiać jego przekonanie w istnienie wampirów.
- Wiktorze, dawno nie miałeś wakacji i nie obrażę się, jeśli wyjedziesz na jakiś czas, bo gorszych głupot od wampirzych bredni od dawna nie słyszałam – powiedziałam, a jego twarz nagle przypominała odcieniem kolor dojrzałego pomidora albo papryczkę chili.
- Przepraszam, Bigan, jednak musiałem ci to powiedzieć, bo mimo wszystko bajeczka o wampirach dokładnie wyjaśnia i scala wszystkie fragmenty układanki, bo widzisz żaden inny Carlisle Cullen nie miał, ani nie ma żony Esme, ani pięciorga adoptowanych dzieci, których imiona by się zgadzały. Historia jego adoptowanych pociech również jest bardzo ciekawa. Czytaj dalej, a sama się przekonasz – zachęcił. Westchnęłam i znów spojrzałam na przyniesione mi papiery.

Carlisle Cullen



Wiek: 23lata/346lat?

Urodzony, jako Stregoni Benefici w 1643r w Londynie. W 1666r został uznany za zmarłego. Przez ponad dwadzieścia lat nie było po nim śladu. Po tym czasie zapisał się na uniwersytet pod tym samym imieniem i nazwiskiem tyle, że We Francji w Sorbonie studiując medycynę ogólną. Osiem lat później zmienił imię i nazwisko na Carlisle Cullen. Jego działalność lekarska została jeszcze zarejestrowana w niektórych państwach Europy przez następne 30 lat (nie warte wzmianki). Po tym czasie został prywatnym doradcą możnowładcy Ara Volturi zamieszkałego we Włoszech w Volterze (1724r). (Voltera – legenda – miejsce śmierci)
W Volterze mieszkał ponad 50 lat. Z relacji na żywo zapisanej w kronice z 1774r. jeden z mieszkańców pobliskiej wioski stwierdził, iż widział na własne oczy, jak Aro niechętnie żegna się z Carlislem: „Piękni panowie odziani w bogato zdobione królewskie szaty żegnali się słowami:
- Mam nadzieję, że jeszcze nas kiedyś odwiedzisz przyjacielu – odrzekł mężczyzna w pelerynie z czarnymi długimi puklami.
- I ja tego oczekuję Aro. Jestem tutaj niby sam w twym domostwie, gdzie z otwartymi ramionami mnie przyjąłeś, bo nikt mych poglądów nie stosuje i nie szanuje nie wliczając w to mój wierny druhu ciebie, jednak chciałbym zwiedzić świat. Zobaczyć to, co nieodkryte, a może i znaleźć towarzysza mej wędrówki życiowej, który jak i ja będzie pragnął egzystować stosując me praktyki – snuł blady pan o urodzie anioła. Rozprawiali o swym kolejnym spotkaniu powiadając niezwykle mądre słowa i filozoficzne teorie.
- Żegnaj Stregoni Benefici – wykrzyknął przyodziany w czarny długi płaszcz pan i klepnął po przyjacielsku swego druha w plecy, a blond włosy anioł rozmył się w powietrzu.” Przeprowadzano wtedy liczne wywiady z mieszkańcami, którzy mogliby mieć informacje na temat miejsca pobytu wampirów. Podczas przeszło kolejnych 144 lat zarejestrowano jego działalność w ponad 30 krajach (nie warte wzmianki). Po tym czasie Carlisle przeprowadził się do Chicago w Illinois (1918). Był to czas epidemii hiszpanki. Leczył w tamtejszym szpitalu chorych na śmiertelną w tamtym okresie grypę.

Edward Cullen


Wiek: 17lat/111lat?

Jego (Carlisla Cullena) praca w tym szpitalu nie różniłaby się zbytnio od jego pozostałych prac w innych krajach, gdyby nie fakt, że właśnie w tym szpitalu leczył niejakiego Edwarda Anthony Masena Juniora (ur. 20 czerwca 1901r.), który według rejestru zgonów zmarł 22 listopada 1918r na hiszpankę. Dzień wcześniej zmarła jego matka Elisabeth, a kilka tygodni wcześniej jego ojciec Edward Senior. Przez lata twierdzono, iż Edward Anthony Masen Junior nie żyje jednak po tym czasie pojawił się ten młodzieniec tyle, że przy nazwisku jego tożsamości dodano nazwisko Cullen i zmieniono rok urodzenia tak, aby wynikało, że mężczyzna ma 17 lat. Z papierów wynikało, że Edward jest przyrodnim bratem Carlisla, z którym mieszka.

Esme Cullen


Wiek: 26lat/117lat?

W roku 1921, a dokładniej 9 lipca 1921r odnotowano śmierć samobójczą niejakiej Esme Anne Evenson z domu Platt (ur. 4 sierpnia, 1895r) z powodu narodzin martwego dziecka. Lekarzem, który stwierdził zgon był Carlisle Cullen. Kilka lat później spotykamy wzmiankę o niej, jako rodzonej siostrze Edwarda Cullen i przyrodniej siostrze Carlisla. Po dwóch latach jednak wzmianka z innego miejsca informuje, że Carlisle Cullen i Esme Platt się pobierają, a ich przybranym synem jest Edward Cullen.

Rosalie Hale


Wiek: 18lat/97lat?

28 sierpnia 1933r. zostało zgłoszone zaginięcie Rosalie Hale (ur. 15 kwietnia 1915 w Rochester) przez jej rodziców. Rosalie Hale zaginęła tydzień przed swoim ślubem z Royce Kingiem II jedynym dziedzicem fortuny Kingów. Rosalie uznano za zmarłą znalazłszy jej kapelusz i krew w pobliżu jej domu. Podobno ostatnią osobą, która widziała ją żywą była niejaka Vera Carson z domu Berg – przyjaciółka zamożnej, zmarłej Hale. Z powodu braku jakikolwiek śladów wskazujących sprawcę morderstwa, sprawę umorzono, jednak wtedy zaczęli ginąć przyjaciele pana młodego. Świadkowie twierdzili, że widzieli kobietę niezwykłej urody przyodzianą w suknię ślubną, która z niegodziwym okrucieństwem zabijała tych mężczyzn nieczuła i obojętna na ich ból i cierpienie. Royce King II dowiedziawszy się o śmierci swoich kolegów ku zdumieniu wszystkich wynająwszy ochroniarzy skrył się w dobrze strzeżonym bunkrze. I jego obawy okazały się słuszne. Kilka dni później został zamordowany jak i jego koledzy. Ukryta w szafie pokojówka roztrzęsiona opowiedziała, że rozpoznała w kobiecie zaginioną Rosalie Hale, która znęcała się i torturowała Royca dopóki ten nie wydał z siebie ostatniego tchnienia. Policja starała się ją odnaleźć, jednak po Rosalie Hale ślad zaginął. Po roku tę sprawę również umorzono.

Emmett Cullen


Wiek: 20lat/97lat?

2 sierpnia 1935 roku Emmett McCarthy (ur. 1915 roku w Gatlinburg w Tennessee) udał się do lasu po drewno i już nie wrócił. Ekipa poszukiwawcza znalazła w lesie szczątki jego ubrań, krew oraz ślady walki z niedźwiedziem. Niedaleko lasu w Gatlinburg, gdzie znaleziono szczątku ubrań Emmetta McCarthiego, osiedlili się również Cullenowie, do których przypomnę należeli: Carlisle, Esme, Edward i Rosalie, która dołączyła prawdopodobnie do nich zaraz po swojej sfingowanej śmierci (no chyba, że zmartwychwstała). Po paru latach w małym miasteczku w Georgii w 1942 po raz ostatni jest wzmianka o pięcioosobowej rodzinie Cullenów. Potem dołącza do nich para Jasper i Alice, ale najpierw zapoznajmy się z historią Jaspera.

Jasper Whitlock - Hale


Wiek: 17/168lat?

Urodził się 1 stycznia 1844r w Teksasie. W 1861 zaciągnął się do armii konfederatów kłamiąc, iż ma lat dwadzieścia jeden, gdy w rzeczywistości miał lat 18 (czasy wojny secesyjnej). Dzięki swojej wysokiej sylwetce nikt w to nie wątpił, a po drugie nikt nie miał czasu na sprawdzanie dokumentów, kiedy wokół panowała wojna. 15 lipca 1862r podczas ewakuacji kobiet i dzieci Major Jasper Whitlock zaginął w akcji. Według jednego z przyjaciół Jaspera, Jasper krył tyły emigrantów jednak, kiedy dotarto na miejsce bezpieczne dla kobiet i dzieci Majora Whitlocka nie było wraz z nimi i tego samego dnia uznano go za zmarłego.
Na południu w Teksasie po rzekomej śmierci Jaspera rozpoczęła się pandemia nieznanej nikomu grypy, która zabijała rzesze ludzi. Świadkowie jednak twierdzili uparcie, iż okryci blaskiem ognia blade istoty zabijały ludzi przystawiając im usta do szyi. Niektórzy wierzyli, iż to bogowie mszczą się na ludziach za rozpętanie wojny, inni zaś mówili, że piękne istoty pożywiały się ludźmi, a jeszcze inni twierdzili, iż postacie: kobiety i przypominającego złudnie zmarłego Jaspera Whitlocka mężczyzny byli nosicielami choroby, przez którą ludzie zaczęli wymordowywać się wzajemnie. Jedna z kobiet wyznała, że usłyszała jak mężczyzna czule nazywa swą partnerkę Marią ona zaś jego Jasperem. Rebelie bądź pandemia grypy pustoszyły dzielnice południa przez 94 lata. W tym czasie zostało nagromadzonych znacznie więcej śladów armii kobiety i mężczyzny. Po tym czasie wszystko gwałtownie ustało, jak i się zaczęło.

Alice Cullen


Wiek: 19lat/112lat?

Urodzona, jako Mary Alice Brandon 2 lutego 1901r w Biloxi w stanie Missisipi. Niemal od dziecka leczona w zakładzie psychiatrycznym, gdzie z powodu sprawdzających się „przeczuć” spędziła niemal całe życie. Rodzice oddali ją tam, gdy miała zaledwie 8 lat. Egzorcyści twierdzili, że opętał ją demon, którego trzeba z niej wyplewić. Trzymano ją zamkniętą w celi bez okien w nieświadomości istnienia świata. Podobno pod koniec życia nasiliło to się u niej, gdy zaczęła nazywać lekarzy: „wampirami, bezdusznymi kreaturami”. 21 września 1920r została wypisana ze szpitala przez jednego ze stażystów. Ta sama data widnieje również na nagrobku w Biloxi i figuruje, jako data śmierci w akcie zgonów Mary Alice Brandon. Znajdujemy o niej wzmiankę dopiero trzy lata później w karczmie „Pod Kulawym Koniem” w stanie Oklahoma, gdzie została zarejestrowana, jako Alice, gdyż, gdy proszona przez właściciela o opuszczenie gospody ta odmawiała, dlatego też została spisana przez ówczesnego komendanta, jako winną zakłócania porządku. Kiedy pytano ją, dlaczego zostaje w tej tawernie mówiła zagadkowym tonem, że czeka na niego, lecz nikt nie wiedział, na kogo.
Pewnego dnia zniknęła wraz z mężczyzną, który wszedł do tawerny, aby skryć się przed deszczem. Niektórzy twierdzili, że kiedy wszedł Alice powiedziała: I się doczekałam.

W 1937r. para Alice i Jasper w zalegalizowanym związku dołączyli do rodziny Cullen, kiedy ci pomieszkiwali u swych przyjaciół na Alasce w rezerwacie Denali. Rok później każda para odnowiła przysięgę małżeńską. Carlisle i Esme, Rosalie z Emmettem, Jasper z Alice oraz samotnik Edward zamieszkali w Vermoncie ok. 1942r.

Tanya Denali


Wiek: 19/775lat?

Urodzona w ok. 1218r w Rosji. Ojciec nieznany natomiast matką była Sasha Denali. Okryta hańbą matka za zajście w ciążę w panieńskim stanie urodziła córkę w lesie. Dokładana data przyjścia na świat małej jest nieznana. Sasha Denali po swoim zniesławieniu przeniosła się na dwór króla angielskiego, gdzie została jego prywatną kochanicą. Córka Tanya dorastała na dworze wychowywana na damę. Pewnego jednak dnia 1237r Sasha zachorowała na tyfus. Nikt nie wierzył, że przeżyje. Zmarła tego samego roku. Tanya, której król zaoferował pójście w ślady matki i pozostanie jego kochanką. Załamana nie zgodziła się woląc żyć w nędzy niż w rozpuście. Tanya będąc przy chorej dzień i w nocy zachorowała na ospę i pożegnała się ze światem jeszcze tego samego roku, w którym zmarła jej matka.
Po 124 latach w 1361r pojawia się ślad matki i córki w okolicach Alaski. Zapisane w archiwach, jako Sasha i Tanya Denali wiodły życia dam. Nikt nie przypuszczał, że wraz z przeprowadzką dam do małego miasteczka na Alasce rozpoczną się dzikie mordy na ludności. Pozbawione krwi ciała siały terror. Wiara mieszczan w wampiry umocniła się w tamtym okresie.

- Powiedz mi proszę skąd wziąłeś tak oryginalne fotografie… - patrzyłam przyglądając się starym pożółkłym zdjęciom wklejonym w raport.
- To nie fotografie, ale dobrze zachowane portrety. Niektórzy nie byli tak zamożni w tamtych czasach i nie było ich stać na obrazy, dlatego też ci, których portrety były dostępne w różnych galeriach i prywatnych zbiorach dodałem do raportu, a tych, których nie mogłem, wkleiłem tylko obecne zdjęcia zrobione z ukrycia przez jednego z naszych ludzi, którzy patrolują okolice Forks.
- Dobrze się sprawiłeś… - mruknęłam dopóki nie dotarłam dodatkowych notatek. - Ciekawa rodzinka! – stwierdziłam pod nosem sarkastycznie.
- To jeszcze nie koniec – wtrącił niezapytany Wiktor.
- Właśnie widzę, Wiktorze, – rzekłam patrząc wściekła na dane Iriny i Katariny Sławko, Sashy Denali, Carmen i Eleazara - ale powiedz mi, dlaczego przyniosłeś mi akta również rodziny Tanyi skoro prosiłam cię tylko o akta Cullenów i jej samej? Jeśli sądzisz, że ja nie mam nic ciekawszego do roboty niż czytanie jakiś bredni o patologicznych rodzinkach to się grubo mylisz! – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Lekko podenerwowany wyciągnął z marynarki białą chusteczkę i otarł nią sobie ostentacyjnie czoło.
- Bigan… - zaczął ostrożnie ważyć słowa.
- Brigitte dla pana, panie Wiktorze – jego ostatnia nadzieja na życie ze mną w zgodzie umarła. Z poufałych zwrotów i ksywek przeszliśmy z powrotem do oficjalnej formy grzecznościowej, a to nie wróżyło z kolei na nic dobrego w jego przypadku.
- Brigitte – powiedział w końcu, ale w jego oczach malował się strach, a głos drżał z nagromadzonych emocji. – Przysięgam, że nie zamierzałem marnować twojego cennego czasu, pomyślałem po prostu, że dobrze by było, abyś znała i te szczegóły – ostatnie zdanie ledwie wykrztusił dusząc się z nerwów.
- Wiktorze chyba się do końca nie zrozumieliśmy. Jeśli mówię wyraźnie ta rodzina plus ich kuzynka to tylko o ich dane proszę – cedziłam powoli każde słowo z osobna sycząc z irytacji – a jeśli uznasz, że powinnam również coś wiedzieć o członku powiązanym z podejrzanymi to potrzebne informacje masz mi zdać z relacji na żywo, a nie na papierze! – ostatnie zdanie wykrzyczałam rzucając mu teczkę w twarz. Pojedyncze kopie i oryginały wydruków rozsypały się po biurze. Jak uderzony piorunem wstał i zaczął zbierać kartki oddychając tak ciężko jakby przebiegł maraton. „Żeby mi tylko kurwa na zawał nie zszedł, bo go chuja wskrzeszę i zabiję ponownie”: pomyślałam sardonicznie. Patrząc na niego jak na czworakach pełza po podłodze, aby uprzątnąć biuro, które sama zabałaganiłam i poczułam nagle poczucie ogromnej władzy. Upajającą moc nad tymi wszystkimi robaczkami, które gotowe są tak pełzać jak Wiktor tyle, że w pełnym słońcu na Saharze, aby mnie zadowolić i poznać przychylność potężnej Brigitte.
Moją zabawę w kotka i myszkę przerwało nagłe wtargnięcie Damona do biura.
- Czy możesz mi kurwa z łaski swojej wytłumaczyć, dlaczego mi nie powiedziałaś o…!!! – przerwał gwałtownie widząc uwijającego się jak mrówka na podłodze Wiktora. – Bigan, dlaczego Wiki łazi na czworakach po podłodze? – zapytał robiąc przy tym idiotyczny wyraz twarzy. Zachichotałam mimowolnie spojrzawszy na niego. Przeniósł wzrok z agenta na moją twarz i uśmiechnął się delikatnie widząc mój uśmiech, za który jako nowy cel do realizacji obrał sobie Damon. Wiem, że ma on dziwne pomysły, ale ten to już przesada. Ubzdurał sobie, że za rzadko szczerze się uśmiecham na trzeźwego i postanowił mnie rozbawiać za każdym razem, gdy będzie miał ku temu okazje, …ale bądźmy poważni, kim byłby Damon Salvatore nie wymyślając najgłupszych pomysłów do realizacji swej myśli? Weźmy na przykład trening. Wszyscy skupieni chcąc się postarać i ujrzeć błysk zadowolenia w chłodnej Brantley, a ten (Damon) nagle robi zeza i szczypiąc swe policzki wystawia mi język jak małe dziecko. Brantley rzecz jasna czuła na dziecięce wybryki śmieje się w głos wprawiając w osłupienie całą salę, a kto winny? Brigitte Brantley, bo szanowny Damon Salvatore nie przyzna się do swego postępku. Ech…czasem z nim jak z rozemocjonowanym dzieciakiem.
- Zignoruj! – machnęłam lekceważąco ręką. – Siadaj i mów, co cię do mnie sprowadza… - urwałam i przeniósłszy wzrok na Wiktora rzekłam: - Postaw wszystkie papiery na biurku, przejrzę je później. Tym razem ci daruje jednak twój następny raz może być twoim ostatnim, zrozumiałeś? – mój głos nabrał władczej hardości i lodowato zimnej nuty ostrzegawczej godnej jedynie samej panny wyuzdanej Brantley.
- Tak, obiecuję, że to się więcej nie powtórzy – powiedział kładąc trzęsącymi się dłońmi teczkę z dokumentami na biurko. Spojrzał na mnie i zapytał – Mogę z tobą jeszcze chwilę później porozmawiać? Muszę ci zdać pewną relację na żywo – popatrzyłam na niego i skinęłam bez słowa głową. Pospiesznie się odwrócił i wartkim krokiem opuścił izbę.
- Nie ma, co. Masz ty rękę do tych chłopów mocną – powiedział nieco przestarzale.
- Wiem dziadku – prowokowałam go.
- Nie jestem dziadkiem, a to, że od czasu do czasu zdarzy mi się ułożyć zdanie nieco w staromodnym guście to już sprawa mojego urodzenia, nic na to nie poradzę – i wydął wargi jak naburmuszone dziecko czekając na przeprosiny.
- Oj dobrze już, przepraszam – mruknęłam lekko. – Mów, co miałeś mówić – zażądałam.
- Oczywiście! – krzyknął w nagłej złości. – Dlaczego do licha ciężkiego nie powiedziałaś mi na wstępie, że Forks zamieszkują wampiry i to, jakie? Wampiry podróbki!!! – wrzasnął.
- Nie chciałam cię martwić, a po drugie nie było nawet na to czasu – odparłam wymijająco.
- Rozmawiałem z Howardem – powiedział tonem, który działał na mnie deprymująco. – Powiedział mi, że jeden z nich cię zaatakował, że zbliża się twój atak i że masz jutro klienta… o czymś zapomniałaś wspomnieć? – zapytał z irytacją.
- Nie – jęknęłam bezsilnie. – Damon, ja po prostu czuję się inaczej ostatnio. Uświadamiam sobie jak niewiele czasu mi zostało z moją rodziną i… tracę moc. Nie chcę ich stracić. Wiem, że muszę coś wybrać, bo według Lawrenca Wilsona zepsuję doszczętnie swój organizm w życiu w ciągłym stresie, ale…zaczynam żałować, że w ogóle wróciłam do domu tuż po zaginięciu. Mogłam żyć tu cały czas i najprawdopodobniej mieć świetny kontakt z Rickim, a tak to nic z tego. Jestem roztrzęsiona. Zapominam o wielu istotnych rzeczach takich jak powód twojej wizyty. Myślę, że…Boże, ja już sama nie wiem, co myślę – jęknęłam wplatając palce we włosy szarpiąc je w celu ukarania się. Przemierzałam gabinet szybkim krokiem wzdłuż i wszerz. Damon wstał w milczeniu i objął mnie po bratersku ramieniem.
- Żałuje, że nie istnieje aurea mediocritas* (łac. złoty środek) na wszystkie twoje problemy – wyszeptał przyciskając mnie do siebie mocniej.
- Anima vilis** (łac. podła dusza) nie zasługuje na złoty środek – mruknęłam z żalem.
- Bella proszę cię! Nie dobijaj mnie! Bonum ex malo non fit*** (łac. Dobro nie rodzi się ze zła. Seneka), więc tylko spójrz na Rickiego – patrzył na mnie z determinacją.
- Nemo est casu bonus**** (łac. Nikt nie jest dobry przez przypadek. Seneka) spójrz na moją matkę i na mnie – odszczeknęłam się.
- Zawołam Howarda i on z tobą pogada…Bell? – szepnął niepewnie.
- Co?! - zapytałam dość nieuprzejmie.
- Howard mówił mi, że zmienił się twój stosunek do więźniów i że prawdopodobnie lepiej będzie, jak nie będziesz uczestniczyć w przesłuchaniach.
- Dlaczego? – warknęłam.
- Howard powiedział, że to, co teraz czujesz do wrogów w tym tych całych Cullenów i tego łowcy, co był tu dzisiaj wynika z wyrzutów sumienia. Jest to odbicie uczuć, jakimi darzyłaś bliskiego ci sercu mężczyzny do ludzi podobnych do tych, których zabijałaś, a powstało to z powodu sumienia, które zaczyna ci dokuczać w pracy, dlatego też wraz Howardem postanowiliśmy wykluczyć cię z uczestnictwa podczas tortur twarzą w twarz. Możesz w dalszym ciągu mówić, co mamy robić, ale nie będziesz brała w tym czynnego udziału, jasne? – zapytał bez cienia przerażenia, choć w trackie rozmowy wezbrała we mnie wściekłość w wyniku, czego posyłałam mu nienawistne spojrzenia.
- Odbiło ci?! – wrzasnęłam – jeśli nie będę pracować oni pomyślą, że jestem słabą babą, ty idioto – zniżyłam głos do szeptu i głośno syczałam każde słowo.
- Nikt cię nie weźmie za słabą, bezsilną czy bezbronną, bo przez lata wyrobiłaś sobie autorytet bezdusznej suki i zapewniam cię, że nikt nie podważy tej opinii. Teraz przejdźmy do drugiej sprawy, bo tę rozmowę uważam za zakończoną – powiedział tym tonem, którego nienawidziłam, bo od razu się go słuchałam. I tym razem tak było. Skinęłam głową i naburmuszona dałam mu znak, by podjął nowy temat. - Dlaczego u ciężkiego licha nie powiedziałaś mi o wampirach?
- Wiedziałam jak zareagujesz – odburknęłam.
- Bigan to nie żarty! – krzyknął z uporem – Dobrze wiesz, że jeśli nie będziesz mnie na bieżąco informowała o takich sprawach ja nie będę się orientował w sytuacji, czego wynikiem może być czyjaś śmierć, ja nie chciałbym, by była ona twoja, a ty z pewnością nie chcesz usłyszeć o zgonie siostry!
- Dobra już – mruknęłam masując palcami skronie. – Damon bądź tak miły i już skończ. Naprawdę padam ze zmęczenia i jeśli dalej będziesz nawijał trzy po trzy będziesz zbierać moje wnętrzności z podłogi – jęknęłam ostatecznie. Popatrzył na mnie chwilę czujnie, a jego zimne spojrzenie wycelowane już wcześniej na mnie stopniało i teraz patrzył na mnie oczyma psotnego dziecka.
- Powinnaś się przespać, bo wyglądasz okropnie – powiedział żartobliwie kojącym, niskim głosem. Kiwnęłam głową na tak. Zanim jednak udałam się na spoczynek odwiedziłam Wiktora, który chciał jeszcze coś dodać do swojego raportu o wampirach. Jak zwykle urzędował w siedzibie monitorującej każdy zakamarek mojego królestwa. W siedzibie było jeszcze kilku mężczyzn wpatrzonych w ekrany monitorów. Nie odrywając wzroku od szklanych ekranów wstali jak jeden mąż i wykrzyknęli chórem jak w wojsku.
- Z szacunkiem, ku chwale naszej organizacji i śmierci grupie Tingley!
- Spocząć – huknęłam. – Wiktorze? Niech ktoś zastąpi cię za konsolą i staw się zaraz w salonie.
- Tak jest, moja pani – ukłonił się przede mną niczym uniżony sługa.
Poszłam do salonu. Usiadłam na sofie, gdy po chwili dołączył do mnie Wiktor.
- Mów, czego nie zdążyłeś powiedzieć.
- Kiedy robiłem cały raport o rodzinie Cullen najwięcej kłopotów sprawiła mi Mary Alice Brandon-Cullen. Nie mogłem znaleźć o niej nic, jednak gdy wertowałem życiorys Jaspera Whitlocka i natrafiłem na notatkę, iż on i Alice się pobierają zacząłem grzebać w przeszłości tej dziewczyny, ale to była jak droga przez mękę. Nic nie świadczyło o jej istnieniu. Dopiero gdy śladami Jaspera podążałem ku zbadaniu prawdy dotarłem do roku 1923 do gospody „Pod Kulawym Koniem”. Nie to żeby w jego życiorysie było do jakich gospód chadzał, ale z papierów wynikało, że droga, którą podążał była usłana trupami i pewnie się domyślasz, że były to trupy, z których krew została całkiem spuszczona. Ostatniego trupa znaleziono w okolicy gospody „Pod Kulawym Koniem”. Postanowiłem to sprawdzić i dopiero tam znalazłem punkt zaczepienia. W tamtejszych rejestrach policyjnych widniała wyraźna notatka o zakłóceniach porządku przez niejaką Alice. Wtedy znalazłem portret pamięciowy wykonany przez tamtejszego funkcjonariusza policji, gdzie widniała złudnie podobna do ówczesnej Alice dzierlatka. I tak cofałem się w czasie o trzy kolejne lata znajdując w prasie dziwny nekrolog. Bowiem głosił, iż córka pastora w małym miasteczku Biloxia zamknięta dotychczas w zakładzie psychiatrycznym zmarła uciekając ze swego więzienia. Uznali ją za zmarłą, bo w jej celi, gdzie została przetrzymywana poddawana egzorcyzmom i elektrowstrząsom znaleziono jej krew. I w sumie ta notatka też nie zrobiłaby na mnie żadnego wrażania, gdyby nie dołączony do nekrologu szkic jej podobizny z karty zdrowia pacjenta ze szpitala psychiatrycznego. I w taki sposób dotarłem do prawdy o Alice Cullen…
- Wiktorze jeśli to już wszystko…
- Ależ nie – zaperzył się gorąco. – Chodzi o to, że sprawdziłem ten szpital. On wcale nie leczył ludzi. Prowadzono tam tajne eksperymenty, by sprawdzić jak działa ludzki mózg. Mary Alice Brandon była numerem 40520. Nakłuwano jej głowę niezliczoną ilość razy. Jej psychika była w tak kompletnej rozsypce, że gdy przybyli jej rodzice licząc na postęp wpadli w jeszcze gorszą traumę. Ostatnim z planowanych na niej zabiegów była lobotomia. W archiwach znalazłem notatkę, iż lobotomia została przeprowadzona, ale nie wiem czy pomyślnie, bo zaraz potem Alice Brandon zniknęła ze szpitala.
Patrzyłam na niego nie zdradzając żadnych emocji czując jednocześnie współczucie, co do Alice. Widziałam ją przecież i uznałam za chorą psychicznie… To ironiczne stwierdzenie zwłaszcza po tym, co przeszła. Zrobiło mi się wstyd za to, że ją tak źle traktowałam, podczas gdy ona była taka silna. Całe ludzkie życie spędziła zamknięta w małej, ciasnej celi, zdana na ludzi wypaczonych z ludzkich uczuć, a mimo wszystko zachowała zimną krew. Zachowała radość z życia. Nie załamała się i mimo iż stała się wampirem nie zamieniła się w bestie. Była silna i taka sama chciałabym być. Alice Cullen będzie od dziś moim wzorem. Wzorem tego, aby się nie poddawać.
- Bigan? – powiedział niepewnie Wiktor.
- Tak?
- Wszystko w porządku?
- Tak. To dosyć niecodzienna historia…a teraz – mruknęłam zniżając głos – Czas na nagrodę. – Jego oddech gwałtownie przyspieszył.
Wstałam bardzo wolno, podeszłam do niego i przyciągnęłam do swoich ust. Objął moje pośladki w dłoniach reagując równie spontanicznie. Szybko wśliznęliśmy się do łazienki Nie widziałam potrzeby, aby rozbierać się całkowicie. Rozpiął szybko rozporek, podczas gdy ja zsunęłam spodnie i bieliznę. Zagłębił się we mnie niespiesznie, jednak gdy tylko znalazł się we mnie przyspieszył. Poczułam pierwsze skurcze przyjemności, gdy on…skończył.
- Było bosko – uśmiechnął się do mnie z cielęco idiotycznym wyrazem twarzy. Nie chcąc być nie miła, skinęłam głową i pocałowałam go na pożegnanie. Jeszcze szybciej doszliśmy do ładu z ubraniami. Wszystko trwało, bo ja wiem? 3…4 minuty? Eh… Starsi ludzie mają problem z tymi sprawami, a zwłaszcza faceci po czterdziestce jak Wiktor.
Przeciągnęłam się i udałam na górę żeby się porządnie wyspać. Przed tym jednak wykonałam szybką toaletę. Uporządkowując w głowie stos informacji o Cullenach zapadłam w głęboki sen.